Przed wiekami kierunek i czas wyznaczały wieże. Wędrowiec, dostrzegając je w oddali, nabierał sił do ostatniego etapu marszu. Głos dzwonów informował o porze dnia, wzywał na modły, ostrzegał przed niebezpieczeństwem lub oznajmiał radosne wydarzenie. Czuwający na wieżach strażnicy spostrzegali zbliżające się zagrożenie i wzywali obrońców na mury. Panoramy miast z dawnych kodeksów i starodruków wydają się najeżone pnącymi się ku górze wieżami. Wieże kościołów, wieże ratuszowe, zamkowe, baszty i bramy w murach miejskich?
W czasach nowożytnych na wieżach pojawiły się zegary, czas odmierzany był coraz dokładniej. Rzut oka i spóźniony mieszczanin przyspieszał kroku do kantoru, domu lub ratusza. Jeśli zegara nie widział, to poganiał go dźwięk kurantów sygnalizujących kwadranse i godziny. Szybciej! Człowiek pracowity i bogobojny spóźniać się wszak nie powinien. Ale wakacyjni czy weekendowi goście snują się niespiesznie po uliczkach, po rynku. Ich zegar ratuszowy już nie pogania. Rozglądają się za kafejką czy sklepikiem z pamiątkami, zapominając, że przed wiekiem jeszcze w dzień jarmarku rynek wypełniał gwar i tłum.
Każde miasto to swoista księga. Bystrzycę Kłodzką, trzecie co do wielkości miasto na Ziemi Kłodzkiej, można czytać w dwojaki sposób. Można podejść bardzo tradycyjnie, sięgając po historię miasta, czy przewodnik. Przed naszymi oczami pojawiają się różne wydarzenia z dziejów miasta, znaczące postacie przestaną być anonimowe, ożyją choć na krótki czas. Popłynie fala dat i faktów, które zwykle opuszczą głowy zwiedzających zaraz za rogatkami miasta. Przed nimi bowiem nowy cel, a w przewodniku zaznaczono już zakładką kolejną porcję nowych dat i nazwisk.
Można też odczytywać miasto w inny sposób. Rozpoznawać je bez ścisłego planu, przemierzając ulice, zbaczając w zaułki, przysiadając na ławkach i murkach. Na porządkowanie wrażeń i lekturę przyjdzie czas nieco później. Wrażenia utrwalą się i pozostaną na dłużej. Może odnajdziemy własną nić przewodnią takiej wędrówki. Dla mnie, zaznajomionego z Bystrzycą od wielu lat, ostatnim sposobem jej odczytania stała sie właśnie symbolika wież.
Pięknie odnowione: kościelna, ratuszowa, Baszta Kłodzka, Baszta Rycerska i Brama Wodna zdecydowanie wybijają się na plan pierwszy kontemplowania miasteczka. Między nimi toczy się od wieków życie miasteczka, niewolne od problemów i zmartwień, ale też niepozbawione radości i ludzkiego szczęścia. Zdjęcia z ostatnich miesięcy uporządkowałem według prostego podziału: sacrum i profanum, kościoły i święci, cmentarze i przydrożne kapliczki, ratusz i budynki użyteczności publicznej (jak szkoły, szpital i inne).
Wiele z tych miejsc to godne odczytania rozdziały z książki-miasta. Każde miasto stanowi przecież historyczny palimpsest. Powstaje przez wieki, przez wieki też gromadzi bagaż przeszłości. Dostrzec go, odcyfrować, zrozumieć, to intrygujące zadanie. Z Bystrzycą nie jest inaczej. Wystarczy przejść się kilkoma uliczkami, by przekonać się o jej bogatym dziedzictwie, ale i wysiłku mieszkańców, by je chronić i zrozumieć. Bystrzyca to jednak nie historyczny skansen, a żywe miasto ze swoimi problemami i wyzwaniami. Zdjęcia również je dokumentują.
To już kolejny fotobook, który przygotowałem w ostatnim czasie. Zamieszczone w nim zdjęcia powstały w 2017 i 2018 roku. Wykonałem je w różnych technikach, część z pomocą drona. Jest to autorski wybór, nie rości sobie pretensji do wyczerpania tematu. Z pewnością następne wyjazdy przyniosą nowe fotografie, a wraz z nimi nowe oblicza miasta.
Krzysztof Ruchniewicz, Miasto pięciu wież, Wrocław 2018, ss. 80.